Castlevania: The New Generation
Wiadomo, że gdyby nie dawne legendy na temat okrutnika Vlada Tepesa, Bram Stoker nie napisałby „Draculi”. Gdyby Stoker nie napisałby tej powieści, Konami nie wydałoby żadnej Castlevanii. Gdyby nie powstała żadna część tej serii, nikt by nie czytał teraz tej recenzji… Castlevania powstała na podstawie książki irlandzkiego pisarza. Na podstawie… Ale to nie znaczy, że wszystko zostało identycznie przedstawione jak w tym tytule literackim. Raczej niemal wszystko poza postacią Hrabiego, zostało ukazane inaczej. Konami postanowiło zrobić coś, co zbliżyłoby fabułę serii z książką. W 1994 roku ukazała się Castlevania: The New Generation (znana także w Stanach Zjednoczonych jako Castlevania: Bloodlines). Jeden z bohaterów gry (John Morris) jest synem łowcy wampirów (Quinceya Morrisa) z powieści. Morrisowie to rodzina walcząca z wampirami tak jak Belmontowie. Castlevania: TNG ukazała się w 1994 roku na konsolę firmy Sega – Mega Drive, znaną także jako Genesis. Mimo, że jest platformówką 2D, pod wieloma względami (nie tylko fabularnymi) różni się od poprzednich części.
Castlevania: The New Generation – screeny (kliknij, by powiększyć) |
Akcja gry toczy się w czasach I Wojny Światowej, a dokładnie w 1917 roku. Pewna wampirzyca – Elżbieta Batory – pragnie przywrócić do życia Draculę. Obie osoby są postaciami historycznymi, którym przypisywano już za życia cechy upiorów. W Castlevanii zaś, zrobiono z nich całkowitych wampirów. Sama Elżbieta, była nawet niedaleką krewną jednego z królów polskich na przełomie epok renesansu i baroku – Stefana Batorego. W celu osiągnięcia upragnionego celu, wyrusza w podróż po Europie. Pokrzyżować jej losy pragnie dwóch mężczyzn: John Morris i Eric Lecarde. Do przechodzenia gry, musimy wybrać któregoś z nich. John używa do walki legendarnego bicza Belmontów, dzięki czemu zadaje większe obrażenia. Eric posiada nieco słabszą włócznię Alucarda, lecz jest postacią bardziej skoczną i sprawniejszą (może to dlatego, że jest młodszy) od Morrisa. Dzięki nim przyjdzie nam zwiedzić wiele znanych miejsc naszego kontynentu. Ich style walki i drogi jakie mają przebyć, lekko się różnią, a to ze względu na różne umiejętności obu panów.
Castlevania: The New Generation – screeny (kliknij, by powiększyć) |
W odróżnieniu od innych Castlevanii nie penetrujemy tutaj jednego zamku Draculi, tylko mamy do zwiedzenia 6 różnych miejsc, między innymi Krzywą Wieżę w Pizie we Włoszech, ogród wersalski w Paryżu, czy też fabrykę broni. Miejsca te są w miarę duże i przechodzi się je niemałą ilość czasu. Podczas takich wędrówek w etapach występuje więcej niż jeden boss. Warto wspomnieć, że ci przeciwnicy z większą ilością życia są bardzo oryginalni. Niektórzy z nich, to na przykład: wilk zionący ogniem, omszała królowa, a nawet mechaniczny potwór. Po pokonaniu bossa, mamy przyjemność obejrzeć niezwykle ciekawie wyglądająca animację jego rozpadania się na kawałki. Zwykli przeciwnicy też imponują – inteligencją, sposobem walki i rzadką powtarzalnością. Ponadto od innych części, The New Generation odróżnia się brakiem limitu czasowego na przejście poziomu. Dzięki temu nie musimy się spieszyć i możemy np. spokojnie zebrać kamienie ze świeczników służące do specjalnych ataków. A no właśnie, kamienie… Zastąpiły one serca. Rzucanie specjalnymi przedmiotami (bumerang, topór, woda święcona) również się różni. Takowych przedmiotów używamy po wciśnięciu innego przycisku niż ten, którym używamy podstawowej broni. Zaś gdy do tego przedtem, przytrzymamy górny klawisz, to nasz bohater użyje przedmiotu w taki sposób, że pole rażenia będzie większe. Pasek u góry ekranu pozostał klasyczny. Nadal widzimy tam: nasz poziom życia (a podczas walk także poziom życia kreatury), wynik punktowy, obecną broń specjalną, liczbę kamieni, liczbę żyć oraz etap i miejsce, w którym się znajdujemy. Od czasu do czasu trzeba w niekonwencjonalny sposób zrobić sobie drogę, np. niszcząc kawałek zabudowania, który w pozycji poziomej pozwoli nam przejść. Niby nic wielkiego, ale ten pomysł był jak na tamte czasy (1994 rok) dosyć oryginalny. W grze są 3 poziomy trudności. Na początku możemy wybrać jedynie łatwy i średni. Po przejściu gry na średnim odblokowuje się tryb trudny. Gra łatwa nie jest. Trzeba to jasno powiedzieć. Nawet na najprostszym poziomie trzeba solidnie się wykazać. Często po prostu nie wiadomo, co nas czeka za parę kroków. Niektóre momenty są jak morderczy maraton. Plansze po prostu trzeba znać i dostosować się do każdego ich fragmentu. Zapisywać stanu gry nie możemy, lecz występują passwordy (hasła), które wyświetlają się po przejściu planszy. Składają się z symboli. Trzeba je sobie napisać lub… narysować. Może to być trochę niewygodne i czasochłonne.
Castlevania: The New Generation – screeny (kliknij, by powiększyć) |
Graficznie TNG prezentuje się dobrze. Magia i bogactwo kolorów są niesamowite. Efektów jak na Castlevanię jest bardzo dużo. Szczególnie w pamięci zapadły mi złudzenia optyczne w ostatnim etapie. Tego nie można opisać słowami! Trzeba to ujrzeć na własne oczy w ekranie telewizora lub monitora.
Pod względem muzyki jest jak niemal zawsze w Castlevanii genialnie! Głównie są to utwory całkowicie od nowa skomponowane na potrzeby tej części. Gdy chcemy nabrać oddechu, przed dalszym etapem trudnej wędrówki, możemy zatrzymać się w zaciszu i przysłuchiwać się pięknym melodiom. O dźwiękach mogę powiedzieć tyle, że mniej się na nie zwraca uwagi, choć i one trzymają przyzwoity poziom. Czasem jednak słyszy się niestety nieprzyjemne dla ucha piski.
The New Generation/Bloodlines to jedna z oryginalniejszych Castlevanii. Jest to zarazem pierwsza część serii wydana na konsolę Segi. Bardzo dużo elementów odróżnia ją od innych części i tym samym wpływa to na chęć poznawania tej gry, czyli zwiększa grywalność. Dla fanów Castlevanii pozycja obowiązkowa. Moim zdaniem jest to najlepsza część platformowa 2D w całej historii serii.
TYTUŁ GRY: Castlevania: The New Generation PRODUCENT: WYDAWCA: GATUNEK: DATY PREMIERY: |
Data dodania: 29 lipca 2009Autor: Ocelot |