Wolfenstein: The New Order dostępny od jutra w Polsce

Nowy Wolf na całym świecie pojawił się oficjalnie 20 maja, ale nam jako Polakom kazał na przygody Blazkowicza poczekać równe 3 dni dłużej. FPS od studia MachineGames dostępny jest na wszystkich liczących się platformach – PlayStation 3 i 4, Xboxach 360 i One oraz na komputerach osobistych.

Po przeciętnym Wolfensteinie z 2009 r. gra ma przywrócić dawną potęgę na jej dawne miejsce. Za produkcję nie odpowiadają jednak ojcowie serii – id Software – a szwedzki debiutant w postaci MachineGames, którego człon tworzą twórcy m.in. The Darkness i Kronik Riddicka. Jedynym wkładem dawnych rodzicieli jest silnik graficzny na jakim hula gra (id Tech 5).

Mimo drugowojennej otoczki fabuła rzuci Blazkowicza do 1960 r. Po 15-tu latach śpiączki w polskim psychiatryku ujrzy on odmienną wersję historii. W niej to naziści wygrali wojnę i przejęli władzę nad światem. B.J. dołączy do londyńskiego Ruchu Oporu, który chce zmienić obecny stan rzeczy i pokrzyżować plany genialnego gen. Trupiej Główki (Deathshead). Co ciekawe, w grze zabraknie trybu sieciowego, ale ten brak ma załagodzić długi (jak na obecne czasy) tryb single, starczający na ok. 16 godzin.

Wraz z przedpremierowym zamówieniem tytułu gracze dostają dostęp do bety nowego Dooma. Nie wiadomo jeszcze, kiedy to nastąpi, ale jeśli potwierdzą się ostatnie plotki, to raczej nieprędko. Anonimowy (były) pracownik id Software zamieścił w serwisie glassdoor.com całą litanię zarzutów. Ekipa miałaby być 3 razy mniejsza niż 2 lata temu (50 ze 150 osób), a niekompetentne szefostwo odrzucać doświadczone kandydatury i brać do pracy studentów. Kuleć ma sfera technologiczna, ale to nie dziwne, bo wraz z architektem silników, Johnem Carmackiem, z firmy odeszli jego wszyscy współpracownicy. Sporo pracy zaś zlecane ma być zewnętrznym studiom. Jeśli to prawda, źle wróży to następcy legendarnej serii, która nomen omen ominęła poprzednią generację (BFG Edition nie liczę).