The Division rzut beretem od premiery

8. marca to coroczna okazja do dania kwiatów swojej drugiej połówce i spędzenia miłego i/lub romantycznego wieczoru we wspólnym gronie. Samotnicy zazwyczaj piją do lustra, lecz w tym roku Ubisoft i dla nich znalazł lekarstwo. A imię jego The Division.

The Division

Przed nazwą gry dumnie widnieje nazwisko Toma Clancy’ego, który zmarł 4 miesiące po oficjalnej pierwszej prezentacji na E3 2013. Od tego czasu produkcja dorobiła się miana „najbardziej oczekiwanej”, by z biegiem czasu nawet najwięksi optymiści zaczęli powątpiewać czy kiedykolwiek w nią zagrają.

W każdym razie o jakości produkcji nie przekonamy się z recenzji przedpremierowych. Ubi sprytnie wykoncypowało, że skoro, tytuł ściśle stawia na wrażenia z multi, to pustki na jakie trafią recenzenci nie będą reprezentatywne i wszelkie opinie mogą wprowadzić niezdecydowanych do zakupu w błąd. I choć od lat Francuzi popełniają wiele samousprawiedliwiających się, a błędnych decyzji, to akurat ta ma całkiem spory sens.

W każdym razie same założenia produkcji są całkiem ciekawe. W przedświąteczny Czarny Piątek terroryści infekują wirusem banknoty, które przekazywane z rąk do rąk doprowadzają do pandemii. Opanować ją mają kooperujący ze sobą gracze wcielający się w członków tytułowej The Division. Za tytuł odpowiadają ojcowie RTS-owego World in Conflict, lecz tutaj stworzyli oni koktajl pełny akcji w TPP i elementów RPG. Nie zabraknie więc fabuły, zadań pobocznych, a sama walka choć emocjonująca, nie stroni od jednak taktyki. Nowy Jork zmienia swe oblicze wraz z każdą odbitą dzielnicą, a doprowadzić do tego można także w pojedynkę. W kooperacji jednak będzie łatwiej, a nie zabraknie także aren do klasycznego deathmatchu.


Copyright by EmuSite Team; 2006-2022
Design by Patryk M. (patro)

All rights reserved.

statystyka