F-Zero

   Każdy praktycznie wie, co to jest Nintendo. To japoński producent siedzący już nie od dzisiaj w biznesie gier. Mało kto wie, że firma została założona już w 1889. Wówczas wydawała karty do popularnej dalekowschodniej gry hanafuda. Dopiero w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku zaczęto koncentrować się na elektronicznych rozrywkach. To dopiero były zacofane czasy. Na topie wtedy był „Pong” oraz inne śmieszne i mało ciekawe wyroby. Japończycy z Nintendo nie mogli tak tego zostawić! Świat potrzebował czegoś lepszego! Na to „coś lepsze” doczekaliśmy się do roku 1983. Famicom – czyli 8-bitowy Family Computer wszedł z hukiem na rynek! Potem były modernizacje, które przyniosły duże owoce w Europie i Ameryce. Mowa tutaj o popularnym NES’ie, który wycofał się z produkcji w 1995 roku. W tamtych latach zdołała już się dobrze wyrobić konkurencja dla firmy. Jednak bez obaw wierzono w sukces następnej konsoli – Super Nintendo (wydanej już na początku lat dziewięćdziesiątych). Pierwsze gry były jak na owe czasy bardzo dobre. Posiadały bardzo ładną szatę graficzną i dobre udźwiękowienie. Produkowano każdy gatunek by zbić jak najwięcej kasy. Z dobrym skutkiem, ale nie tak dobrym jaki miał NES. Największe chwały i owacje dostawały takie kultowe gry jak Mario Bros, Turtles czy Megaman. Inne były zapominane przez ludzi. Szczególnie te, które zostały wydane w rok wkroczenia SNES’a na rynek. Takim przykładem może być gra wyścigowa F-Zero. O niej teraz spróbujemy sobie porozmawiać.


F-Zero – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Jak już wspomniałem, gra wyszła na początku lat dziewięćdziesiątych. Przedstawiała ona wyścigi przyszłości. Nie jest to aż tak oryginalny pomysł, za jaki można pochopnie uznać. Futurystyczne wyścigi były już wcześniej na 8-bitowym bracie, więc za pomysł możemy sobie postawić małego minusa. Nowatorszczyzny jednak może dodać trójwymiarowa grafika. Rzadkością była taka koncepcja z powodu złej szaty (ale o tym podyskutujemy za chwilę). Gra nie poraża zbytnio wyborem opcji w głównym menu. Mamy tutaj jedynie Grand Prix, Practice i Records. Patrząc na ten wybór stylu naszej gry, to nasuwa się tylko jedna myśl – CO TAK MAŁO! Autorzy nie wysilali się przy tym – to każdy potwierdzi. Po wybraniu pierwszej opcji nie jest wcale lepiej. Następną niezbyt dobrą cechą jest mała ilość pojazdów. Do dyspozycji mamy ich tylko 4. Możecie mnie teraz krytykować za tą moją wybredność co do ilości, ale taki już jestem :). Lubię widzieć duży wachlarz możliwości gry. Wracając jednak do naszych samochodów, to muszę wam coś wyznać. Nie wiem, po co mamy jeszcze dane techniczne pojazdów przy wyborze. Podczas jazdy w żadnym stopniu nie odczuwamy różnicy między nimi. Jedynie co tłumaczy taki (jakże często spotykany w grach wyścigowych) news, to… zrobienie na użytkowniku wrażenia. Brzmi może głupio, lecz tak jest właśnie w rzeczywistości. Takie małe nic nie znaczące wstawki uatrakcyjniają grę. Gdy wybierzemy już pojazd, od razu zaczynamy całą zabawę! Następnym etapem mojej recenzji jest dokładne przeanalizowanie i krytyka gry podczas akcji. Tak więc bez żadnych przedłużeń zaczynamy.


F-Zero – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Na samym początku czeka nas miła niespodzianka. Mamy do dyspozycji aż dwadzieścia jeden lokacji z trasami wyścigowymi. Oczywiście im dalej dojdziemy, tym bardziej są skomplikowane drogi. Niestety aby zagrać na wszystkich, trzeba grać na każdym z trzech klas (Knight, Queen i King). Następnie wybieramy poziom trudności (są trzy stopnie). Jak widać ustawienia są całkiem rozbudowane (duży plus za to). Niech to nikogo nie zraża, czy ucieszy, że gra będzie prosta. Sam pierwszy najłatwiejszy stopień (Beginner) i klasa (Knight) są na tyle trudne, by taki przeciętny gracz mógłby mieć kłopoty z przejściem plansz (jest ich dokładnie siedem na jedną klasę). Proszę się jednak nie zrażać. Każdą grę można rozpracować – nawet i F-Zero. Aby nauczyć się jeździć w tej grze wyścigowej, niestety potrzeba dużo czasu. Prawa fizyki nie należą tam do najłatwiejszych. Bardzo łatwo można stracić panowanie nad pojazdem. Zalecam rozważną i skuteczną jazdę. Tutaj niedzielni kierowcy mogą się lekko zawieść. Przy pełnej szybkości skutecznie możemy jechać jedynie na prostym odcinku. Z drugiej jednak strony takie osoby mogą wtedy po prostu zobaczyć na licznik szybkości. Prędkości jakie tam dochodzą to średnio do 400 km/h! Przy pewnego rodzaju dopalaczach czy dodatkach pojazd może osiągnąć wartość równą 850 km/h! To dopiero futurystyczne wyścigi prawda? Podczas jazdy, tyko od czasu do czasu patrzymy na ten licznik. Większą uwagę zwracają na siebie przeszkody, które są w każdej lokacji. Głównie są to wąskie przejazdy lub żwir. Jednak z czasem są to coraz wymyślniejsze okazy do pokonania. Za przykład mogą nam posłużyć wyskocznie, miny, elektryczność czy też… sami zawodnicy. Nie chodzi mi jednak o tych, co masz na ogonie. Chodzi mi o tych z samego końca! To jest praktycznie problem numer jeden każdego wyścigu. Te cieniasy mogą Tobie skutecznie odebrać prowadzenie lub chociaż uszkodzić brykę. Przy naprawdę drastycznych momentach mogą Cię nawet wysadzić. To się stanie tylko wtedy, gdy nie będziesz dbał o to, by linia uszkodzeń (znajdująca się w prawym górnym rogu) nie wyczerpała się. Jeżeli jest już pusto – to mi bardzo przykro. Musisz eksplodować i zacząć od nowa wyścig. Z drugiej strony jest jedno takie miejsce, które zapobiega takim wydarzeniom. To jest jakby pole, które odnawia Ci wóz. To ma jednak swoje wady. Po pierwsze czasami ryzykownie jest tam się dostać. Po drugie i najważniejsze – to naprawia z opóźnieniem i bardzo wolno. Teraz niektórzy czytelnicy mogą się ze mną w pewnym sensie nie zgodzić. Inni mogą taki czynnik nawiązać do trudności przejazdu co sprawia, że rośnie grywalność gierki. Ja za to się denerwuję, że nie mogę dobrze naprawić bryki wtedy kiedy mam na to okazję i tego koniecznie potrzebuję.


F-Zero – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Grafika ma się tutaj całkiem dobrze. To jest rok 1990, a tutaj widzimy grę w 3D. To jest jedyny bardzo solidny plus. Szczerze mówiąc to nie wiem jak mam ocenić szatę. Nie ma nic takiego specjalnego w sobie. Widać jednak, że twórcy chcieli stworzyć naszpikowaną efektami i kolorami grę. Jak na tamte czasy, to całkiem fajnie to wszystko im wyszło. Mimo to nie robi na mnie dużego wrażenia. Pozostanę przy moich standardach oceniania i wystawiam grafice 5 z dużym plusem.

   Muzyka i dźwięki. Tutaj jest całkiem przyzwoicie. Słyszymy typowy mastering oraz brzmienia charakterystyczne dla Nintendo na platformie SNES. Dźwięk jest odrobinę przytłumiony, co daje lepszy odsłuch. Co do muzyki, to jest jakby standard – trąbka i skromne wstawki z prostym beatem. Ogólnie bardzo miło się wszystko zaprezentowało. Daję ocenę 7.

   Ogólnie komentując całą grę, to jest całkiem nieźle. Na początku możemy się zrazić archaiczną grafiką 3D, bo przyzwyczailiśmy się do lepszej. Gdy natomiast zagramy i wczujemy się w klimat, możemy nawet miło spędzić czas.
 

  TYTUŁ GRY:
   F-Zero

PRODUCENT:
  Nintendo

WYDAWCA:
  Nintendo

GATUNEK:
  Wyścigowa

DATY PREMIERY:
  SNES
– 21.11.1990 (Japonia)
– 13.08.1991 (USA)
– 04.06.1992 (Europa)

Data dodania: 8 lipca 2006Autor: Vanderlajsky


Copyright by EmuSite Team; 2006-2022
Design by Patryk M. (patro)

All rights reserved.

statystyka