Robin Hood: Prince of Thieves

   Robin Hood – Książe złodziei jest jedną z najsławniejszych legend świata. Angielski zbójnik był kiedyś dobrą etykietką na każdy biznes. Robiono przeróżne bajki, słodycze, filmy a nawet gry. Taki szał istniał głównie w latach osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. W tym czasie wyszła nasza recenzowana gra – Robin Hood: Prince of Thieves (1991). Realizacją tego projektu zajął się prawdziwy gigant dzisiejszego rynku – „Virgin Games”.


Robin Hood: Prince of Thieves – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Gra jest z gatunku RPG z lekkim aromatem przygodówki. Można ją (w strukturze) śmiało porównać z The Legacy of Goku. Gierka jest na początku trudna do oswojenia. Posiada interfejs typowy dla starodawnych NES’owych RPG. Nie lubię takich opcji jak „Talk”, Look” czy „Search”. Nie lepiej i wygodniej jest te wszystkie opcje wsadzić w jeden guzik A czy B ? Autorów z takimi pomysłami kompletnie nie rozumiem. Przecież jak jest kompletnie zielony w angielskim to nie będzie wiedział co czyni. Do tego jeszcze możemy łatwo się zamotać w grze, nie wiedząc, którą opcję mamy wybrać. Ja na przykład kiedyś nie umiałem wyjść z głupiej celi na początku przygody. Dopiero po obejrzeniu dokładnej solucji, udała mi się ta sztuka! Często trzeba na ślepo wybierać opcje „Search” w poszukiwaniu cennych rzeczy jak jakiegoś klucza do komnaty czy tajnego przejścia. Dla takiego osobnika, który nie jest dobrze wprowadzony w klimat gry, proponuję by zajrzał na stronę GameFaqs. Jeśli chodzi o moje narzekania, to już jest praktycznie koniec. Zajmijmy się opisem gry. Co my tu mamy? Praktycznie nic nadzwyczajnego. Zbieramy pożywienie, magiczne eliksiry, pierścienie, uzbrojenie oraz oczywiście bronie. Nie powinna nas dziwić skromność w arsenale. Mamy do dyspozycji jedynie miecze i łuki. Dla mnie to absolutnie wystarczy. Przypomnijmy jeszcze, że to jest Robin Hood, a nie jakiś rycerz władający buławami czy biczami. By zdobyć level w grze to stety, albo niestety trzeba ładnie zapracować (szczególnie w dalszej przygodzie). Tu nie odchodzą takie dwu czy trzy-cyfrowe Experience Pointsy. Zazwyczaj są to cyfry. Dla mnie to rewelacja! Musisz długo się napracować, aby zdobyć upragniony level. To dodaje smaczku grze. Następną rzeczą jaką chciałbym poruszyć, jest walka z wrogiem. Są trzy sposoby na atak: w czasie gry – po prostu, gdy grasz, to mogą Cię zaatakować, w trybie podobnym do bijatyk – plansza się zmienia na interfejs podobny do gier a’la Street Fighter, Art of Fighting itd. oraz masowy atak – czyli z każdej strony uderza na Ciebie mnóstwo przeciwników. Wydaje się fajne? W słowach tak, ale w rzeczywistości jest odrobinę inaczej. Każdy z tych trybów ma poważny bubel. Mianowicie czasami trudno jest po prostu UDERZYĆ przeciwnika. O co mi chodzi – po prostu gdy jesteśmy twarzą w twarz z rycerzem, to czasami nie trafiamy w przeciwnika! Dlaczego? Niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli spojrzymy się bliżej walkom, to niczym szczególnym się nie różnią. Producenci w ten sposób chcieli urozmaicić w łatwy sposób grę. Dla mnie to żenada. Żadne z oferowanych starć nie wywołują we mnie tej małej adrenalinki. Walki są sztuczne. Kompletnie zapomniano o bloku, jakichś chwytach bronią czy specjalnych atakach. Jesteśmy ograniczeni jedynie do normalnego uderzenia przeciwnika. Irytuje mnie jeszcze styl toczenia walki w trzecim trybie (masowy atak przeciwnika). Sprawa wygląda tak: Ty i Twoi kompani jesteście otoczeni. Musicie się wydostać z zasadzki. Sterujemy Robin Hoodem, ale również możemy zmienić na innych towarzyszów. I to jest właśnie ta irytująca rzecz. Ty pilnujesz wszystkich! Komputer, z którym grasz by przetrwać jest bardzo słaby. Zmusza Cię byś obraniał swoich ludzi. To łatwo powoduje chaos na polu bitwy i śmierć. Jeżeli już jesteśmy przy temacie zmiany postaci, to niestety nie możemy jej zmienić podczas gry. Dlaczego nie można? Nie wiem. Jeżeli dobrze pomyślimy, to możemy jedynie zdobywać poziomy Robinem. Tutaj jest inaczej. Mechanizm dawania Experience Pointsów jest dawany jak i Robinowi, tak i jego towarzyszom! Dziwne prawda? Producenci powinni dać możliwość zmiany osobistości w celu urozmaicenia gry. Niestety tak dobrze nie ma. Sterujemy JEDYNIE Robinem.


Robin Hood: Prince of Thieves – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Grafika mnie przeraziła. Czy to nie jest przypadkiem C64, albo pierwsza wersja konsoli Nintendo? Niestety nie. 1991 rok obejmuje już czasy rozkwitu konsoli, a my co tutaj mamy ? Przestarzałą grafikę przypominającą stare dobre czasy, gdy królował komputer C64. Lubię powroty na stare śmieci, ale jednak są jakieś granice.


Robin Hood: Prince of Thieves – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Muzyka – taki sam scenariusz. Barwa FX’ów oraz oprawa muzyczna jest katastrofalna! Nie ma nawet cienia realizmu w gamie głosów. Muzyka jest bez życia, nudna i ciężko się ją słucha. Coś okropnego.

   Ogólnie, pomysł na grę jest średni. Lubię RPG, więc zrozumiem wiele niedociągnięć. Tutaj jest ich za wiele. Mam swoje kresy wytrzymałości. Oprawa graficzna, muzyczna oraz FX – bez komentarza.
 

  TYTUŁ GRY:
   Robin Hood: Prince of Thieves

PRODUCENT:
  Sculptured Software

WYDAWCA:
  Virgin Interactive

GATUNEK:
  RPG

DATY PREMIERY:
  NES
– 11.1991 (USA)
– 10.12.1992 (Europa)

Data dodania: 3 maja 2006Autor: Vanderlajsky


Copyright by EmuSite Team; 2006-2022
Design by Patryk M. (patro)

All rights reserved.

statystyka