Castlevania

   Wiele jest znanych serii gier zapoczątkowanych na konsoli Nintendo Entertainment System (lub jak kto woli – FamiComie), na ogół w latach osiemdziesiątych. Dzisiaj możemy podziwiać ich nowsze części w zupełnie zmienionej formie, na konsolach z większymi możliwościami. Pierwszą część ze znakomitej serii pamiętać się będzie zawsze. Castlevania – tak się nazywa gra, o której jest mowa w recenzji, zaliczana jest do jednych z największych klasyków. Czy ten „dinozaur” nadaje się już tylko do wspominania początków wspaniałej sagi od Konami? Czy też może jest wstanie zapewnić graczom obecnej epoki rozgrywkę na poziomie? Między innymi na te pytania znajdziecie odpowiedzi w tej recenzji.

   Na początku co nieco historii. Pierwsza Castlevania została wydana w Japonii w 1986 roku na Famicom Dysk System. W 1987 gra została wydana w Ameryce na NES’a. Do „naszego” kontynentu – Europy trafiła jeszcze później, bo pod koniec 1988.


Castlevania – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Teraz czas na opis fabuły, bardzo krótkiej i w miarę zwięzłej. Jest rok 1691, a więc epoka Baroku. Simon Belmont, należący do słynnej rodziny pogromców wampirów – Belmontów, wyrusza do zamku Draculi (Castlevanii), aby pokonać tego największego z wampirów, który został znów wskrzeszony. Zabiera ze sobą tylko legendarny bicz – Vampire Killer, a więc jest niemal zupełnie osamotniony. Po drodze czekają na niego liczne niebezpieczeństwa, o których jest dobrze przekonany. Czy uda mu się wykonać misję i wrócić z podróży cały? To już zależy od nas samych. Po krótkim prologu, na którym widzimy Simona wchodzącego przez wrota do ciemnego zamczyska, obejmujemy nad nim kontrolę.

   Mamy przy sobie tylko (i aż) bicz, jak już wcześniej wspomniałem. Można go zwiększyć jego skuteczność poprzez odnalezienie i zebranie ulepszeń (Whip Powerups) w świecznikach. A co do świeczników, to poza tym, można znaleźć w nich naprawdę ciekawe i przydatne rzeczy: specjalne przedmioty do walki (sztylety, możliwość zatrzymania czasu, woda święcona, siekierka oraz krzyż, który działa jak bumerang), serca (coś w stylu Mana Points, do ataków broniami specjalnymi), a także kilka innych rzeczy ułatwiających walkę z oponentami i przeżycie zamkowej wyprawy. No właśnie, świeczniki są nieodzowną częścią całej serii. Wyciąganie z nich przedmiotów to podstawa. Choć nie tylko w nich, kryją się gadżety. Bywa, że są ukryte, w kawałku muru, który można rozbić. Świeczniki występują w różnej formie. Są większe stojące na ziemi i mniejsze przybite do ścian.


Castlevania – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Potworów nie jest zbyt wiele. Różnią się stylem walki, miejscami występowania oraz liczebnością. Zdarza się, że atakują grupami. Kościotrupy, meduzy, pantery, nietoperze, rycerze, kruki. zombie, duchy – można ich spotkać w pozostałych częściach serii Castlevania, więc były także swoistym wyznacznikiem. Poza tym na końcu każdego z 6 poziomów, czeka na nas boss. Możemy zmierzyć się z ogromnym nietoperzem, meduzą, mumiami, Frankensteinem, Kostuchą i panem zamku – Draculą. O ile pierwszych 4 pokonać można bez dokładnego rozpracowania, o tyle z dwoma ostatnimi jest jest niesamowicie ciężko. Właśnie przez te dwie najsilniejsze kreatury gra bardzo traci na grywalności, a to przez niezbyt duży wachlarz możliwości Simona, co przekłada się na wyczerpującą walkę. Ponadto sterowanie do najlepszych nie należy i każdy błąd sporo kosztuje. Ale dzięki temu, radość po pokonaniu owych dwóch bossów, jest na pewno duża. Jedynie doświadczony gracz, może skrócić wszystkie walki do kilkunastu sekund. Wiąże się to jednak z bardzo chaotycznym stylem prowadzenia walki, co wygląda nieładnie i jest mało szlachetne. Castlevania jako zamek jest zaprojektowany dobrze i przyjemnie się w nim chodzi. Występuje duża ilość schodów i platform. Nie zapomniano i o sekretach – występują dosyć licznie.

   O grafice jasno trzeba powiedzieć, że fantastyczna nie jest. Widzieliśmy już NES’owe gierki z lepszą oprawą wizualną. Nie zaobserwujemy zbyt dużego bogactwa kolorów. Z drugiej strony, mroczność zamku jest lepiej ukazana. Ruchy Simona oraz potworów i bossów wyglądają niestety bardzo sztucznie, z czego wielu wymagających graczy może się nieźle pośmiać.


Castlevania – screeny (kliknij, by powiększyć)

   Oprawa dźwiękowa naprawdę mi się podoba i uważam tą grę za jedną z najlepszych na NES’a pod tym względem. Wszystkie utwory z etapów (jest jeden w każdym poziomie) słucha się niesamowicie przyjemnie. Do dziś ich remixy z nowszych części są znane. Aż ciężko uwierzyć, że twórcy w tamtych czasach potrafili stworzyć coś tak genialnego. Gdy w innych grach na tę konsolę wyłączamy dźwięk, to tutaj aż chce się go podgłośnić. Oddźwięki podczas walk są proste. Nie zachwycają specjalnie, lecz są takie jak i być powinny.

   Późniejsze części serii Castlevania czerpią garściami elementy z jedynki: potwory, system specjalnych przedmiotów i serca, tradycja używania bicza przez Belmontów, muzyka, bossowie. Dawniej była to pewnego rodzaju rewolucja. Takiej gry świat przedtem nie widział. Gra niestety odstrasza poziomem i bez save’owania w emulatorze, przechodzenie jest straszliwą męczarnią. Raczej tylko gracze o mocnych nerwach dotrwają do końca. A po pokonaniu Draculi, gdy jeszcze raz będziesz przechodzić grę, poziom trudności zwiększa się jeszcze bardziej. Niewątpliwie z tym hitem od Konami, wydanym ponad 20 lat temu, każdy szanujący gracz powinien się zapoznać, choć w małym stopniu.

 

  TYTUŁ GRY:
   Castlevania (Europa, USA), Akumajo Dracula (Japonia)

PRODUCENT:
  Konami

WYDAWCA:
  Konami

GATUNEK:
  Platformowa

DATY PREMIERY:
  NES
– 22.09.1986 (Japonia)
– 01.05.1987 (USA)
– 19.12.1988 (Europa)

Data dodania: 21 kwietnia 2006Autor: Ocelot


Copyright by EmuSite Team; 2006-2022
Design by Patryk M. (patro)

All rights reserved.

statystyka