Recenzja Battle City

Wraz z prowadzonym konkursem Emulig, postanowiłem napisać parę zdań o tej grze. Nie będzie to jakaś długa recenzja. Dosłownie parę zdań. Bo ile można rozmawiać o militariach? Czy w dzieciństwie grając w potoczne „czołgi” wiedział ktoś, co to za firma Namco? Gdzie leży i kto w niej pracuje? Nikogo to nie obchodziło. A to ta wielka firma odpowiedzialna była za ten jakże prosty kod. Wszyscy wiemy, że NES pokazał pazur w postaci naprawdę rozbudowanych i długich produkcji. A w 1985 roku ukazała się gra Battle City, która w bardzo uproszczony do granic możliwości sposób pozwoliła całemu światu usiąść za sterami czołgu i łupnąć odłamkowym w inne czołgi.


Battle City – screeny (kliknij, by powiększyć)

Gra przeznaczona jest dla jednego lub dwóch graczy. Gracz pierwszy dostaje nie rudego, ale czołg w kolorze żółtym. Natomiast drugi w zielonym. Zabawa we dwóch jest fajniejsza. Niestety, gdy trafimy czołg naszego sprzymierzeńca, unieruchamiamy go na krótką chwilę, co niestety może skończyć się unicestwieniem. Tym, czego nigdy nie lubiłem w tej grze jest to, że można sobie wykradać życie. Niczym w Contrze. Trzeba było sobie dobrze dobierać kolegów do gry.

Do przejścia mamy sto plansz. Przeróżnych. Możemy wybrać, na której chcemy zagrać. Składają się one z orzełka umieszczonego pośrodku na dole. Zakrywa go niewielka ilość cegły. Dwa strzały i papa ptaszyno. Zostaje tylko kupa. Sami też możemy sobie go rozwalić. Plansza skonstruowana jest z paru elementów. Czerwona cegła, można ją bez problemu rozwalić. Metal, beton, okopy. Trudno powiedzieć. Zwykłymi strzałami nie można ich rozwalić, ale jeśli zbierzesz trzy gwiazdki. Przejdziesz także przez tę przeszkodę bez problemu. Przeciwnicy nigdy ich nie sforsują. Mamy także zielony las. Chlaszcz, zakrywają nasz czołg, jak i przeciwników i trudniej go dostrzec. Zielonego nie widać wcale. Można przez nią strzelać bez problemu jak też przez wodę. Niestety sforsowanie sadzawki jest już nie możliwe. Na koniec lód. Po prostu się na nim ślizgamy i powoduje to zatrzymanie dopiero po chwili. Zapamiętanie właściwości terenu może okazać się drogą do zwycięstwa. Przeciwnicy to cztery rodzaju czołgów. Jest zwykły typ wolno jeżdżący i wolno strzelający. Drugi to szybciej jeżdżący, ale dalej wolno strzelający. Trzeci czołg wolno jeździ, ale potrafi szybko strzelać. Za to ostatni czwarty typ, by go zabić, musisz strzelić do niego aż cztery razy. Pojawią się też czołgi migające na czerwono. Kiedy w nie strzelisz, pojawi się niespodzianka. O tym za chwilę. Nasze czołgi pojawiają się koło orzełka. Po lewej i prawej stronie. Natomiast na górze w trzech miejscach pojawiają się przeciwnicy. Po jednym w każdym rogu plus na środku. Zawsze pojawiają się po kolei. Od lewej do prawej. Bardzo przydatna wiadomość – na całej planszy nie może być więcej czołgów niż sześć. Dwa nasze i cztery wroga. Zabicie jednego z przeciwników spowoduje pojawienie się kolejnego. By przejść do kolejnej trzeba zaskoczyć, zabić, rozwalić, roztrzaskać, podziurawić, przejechać aż dwadzieścia. Każda plansza ma inną liczbę poszczególnych typów przeciwników. Ale widoczny jest pewien schemat.


Battle City – screeny (kliknij, by powiększyć)

Wracamy do czerwonych czołgów. Kiedy w nie strzelimy, w losowo wybranym miejscu pojawia się obrazek. Jest ich kilka i każdy powoduje coś innego. Pierwsza gwiazdka dodaje nam szybszy strzał. Druga dwa szybkie strzały, a trzecia możliwość rozwalenia solidnych bloków. Jeśli mamy dwie gwiazdki i zginiemy, to zaczynamy jako mały czołg i znów wolno strzelamy. Łopata pozwala zamienić cegłę wokół naszego orzełka na litą skałę. Przeciwnicy jej nie sforsują. Nie trwa to niestety zbyt długo. Co jest pocieszające, kiedy jakimś cudem cegła wokół orzełka zostanie naruszona i weźmiemy łopatę, to jakim cegła sama się odbudowuje w momencie zaniknięcia osłony. Hełm chroni nas przez pociskami przeciwnika. Obraz z czołgiem to jest życie. A mina rozwala wszystkich przeciwników, którzy znajdują się na planszy. Na koniec kłódka. Zatrzymuje na chwilę naszych wrogów w miejscu.


Battle City – screeny (kliknij, by powiększyć)

Wielkim przełomem była w tej grze możliwość budowania swoich plansz. Ile to człowiek spędził czasu, by je dopracować. Oczywiście była możliwość przetestowania ich w walce. Trochę twórczego myślenia i można było zrobić wszystko z ograniczonych środków. Tworzenie kolejnych aren jest kolejnym dowodem na to, że prosty kod, był tak prosty, że nawet zwykły człowiek nie znający się na programowaniu mógł stworzyć coś sam. Był to też dobry sposób na przedłużenie czasu spędzonego z grą. Wracając do wstępu, najwidoczniej można długo rozmawiać o militariach. Uwaga, wszyscy gracze, którzy na dodatek są zapaleńcami wojskowych technik, rzeczy, pojazdów i czym tam jeszcze się da. Informuję, że brak służby wojskowej, nie usprawiedliwia Was nigdy w obliczu zagrożenia, by bronić Orzełka. Tak więc odpalcie żółte i zielone maszyny, i na Grunwald!

 

  TYTUŁ GRY:
   Battle City

PRODUCENT:
  Namco

WYDAWCA:
  Namco

GATUNEK:
  Zręcznościowa

DATY PREMIERY:
  NES
– 09.09.1985 (Japonia)

Data dodania: 22 marca 2009Autor: hongi


Copyright by EmuSite Team; 2006-2022
Design by Patryk M. (patro)

All rights reserved.

statystyka